Najbardziej medialny klub lat 80.

"W latach 80. Górnik Zabrze był tak budowany, że rzadko kiedy na jakiejś pozycji kogoś brakowało. Tam nie było przypadkowych ludzi. Do tego spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Były zgrupowania przedmeczowe, pomeczowe, były też obozy, które trwały 2-3 tygodnie. Zresztą zanim zagraliśmy wszyscy razem w Zabrzu, to znaliśmy się z kadr młodzieżowych i olimpijskich. Graliśmy ze sobą bardzo często.
Możliwości Górnika były wtedy takie, że można było ściągać najlepszych polskich piłkarzy. Mieliśmy taką ofensywną czwórkę: Janek Urban, Rysiek "Koko" Komornicki, Robert Warzycha i moja skromna osoba.
Przed meczem z Realem Madryt na Stadionie Śląskim w Chorzowie, 26 października 1988 roku, byłem przede wszystkim pod wrażeniem atmosfery na Śląsku, ale i w całej Polsce. To wychodziło poza nasze wyobrażenia. Górnik Zabrze to nie jest reprezentacja i nie każdy musi kibicować Górnikowi, ale wtedy czuliśmy, że cały kraj jest za nami.
Mogliśmy wygrać i to nawet zdecydowanie. Oni myśleli, że drużyna ze wschodu będzie grała tylko fizyczny futbol, a okazało się, że my umieliśmy grać w piłkę tak samo, jak oni. Ja sam miałem dwa słupki i to takie, że bramkarz nawet nie ruszył się z miejsca. Wystarczyło 5 cm obok i mogłoby wpaść…
To spotkanie niby było w Telewizji Polskiej, ale… nie na żywo, tylko z opóźnieniem. Jednak wiadomo, że inaczej ogląda się mecz, jak już się zna wynik. Ludzie przez radio dowiedzieli się, że było 0:1. Chodziło o pieniądze. Po prostu za pokazanie meczu "na żywo" były wyższe opłaty.
Jadąc na rewanż do Madrytu wiedzieliśmy, że Real to wielka firma, ale na pewno żaden z nas nie miał takiego nastawienia, aby tylko ten mecz się odbył i aby tylko jak najmniej przegrać. Nawet dziś tłumaczę młodym piłkarzom, że w piłce nożnej liczy się głowa. Nie można przed meczem zastanawiać się nad rzeczami, które będą przeszkadzały w grze.
Wiedzieliśmy, że dla Hiszpanów jesteśmy drużyną z dalekiego wschodu, którą pewnie mało kto u nich kojarzy, a tu nagle zrobiło się 2:1 dla nas i to piłkarze Realu zaczęli grać nerwowo.
Tak jak po pierwszym meczu to ja chciałem wymienić się koszulką z kimś z Realu, tak po rewanżu podeszło do mnie dwóch piłkarzy "Królewskich" (z tego, co pamiętam, Schuster i Vazquez) i to oni się kłócili, kto bierze ode mnie koszulkę.
Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że już zbliżał się zmierzch tego Realu Madryt. W półfinale tamtej edycji Pucharu Europy wyprostował ich Milan, wygrywając 5:0. Potem przyszły lata 90., w których włoskie drużyny wygrywały prawie wszystkie puchary, ale w latach 80. najbardziej medialnym klubem był właśnie Real Madryt."
Autor: Piotr Rzepka
Opracował: Paweł
Jakubowski